Tam, gdzie muzyka gra (cz. II)

<< CZĘŚĆ PIERWSZA

safe_image.php(fot. macwallhd.com)

Oto kolejna część podróżniczo-muzycznej notki: gdzie bywam i czego słucham w knajpkach, klubach i restauracjach w Polsce? Gdzie lubię posiedzieć, wypić kawę i posłuchać, a gdzie udaję się na taneczne szaleństwa?

1) Sandomierz, Mała – ul. Sokolnickiego 3

(fot. Facebookowy profil Małej

 Gdy mowa o Sandomierzu, zawsze robi mi się przyjemnie na serduchu i nie przestaję się uśmiechać. I can feel my dreams when I’m in my city: ja jestem szczególnie związana z miejscem, w którym się urodziłam i mieszkałam przez 7 lat. Każdym obowiązkowym punktem wizyty w Sandomierzu jest przystanek w Małej. Kawiarenkę tę poznałam, gdy była jeszcze naprawdę malutka, a w środku była wysoka lada, stołki barowe, kanapa i raptem trzy stoliki – bo i tyle mieściło się na takiej przestrzeni. Był środek zimy, na zewnątrz mróz szczypie tak, że nosy odpadają; jedynym ratunkiem jakaś knajpa i porządny rozgrzewacz. Wtedy też otworzyły się drzwi Małej i usłyszałam radosne I shot the sheriff w wykonaniu Boba Marleya – i w jednej chwili jakbym znalazła się na Jamajce.
Małą uwielbiam przede wszystkim za muzyczną różnorodność – za każdym razem, gdy ją odwiedzam, mam okazję usłyszeć coś innego (nowego lub już znanego), ale zawsze ciekawego. Miesza się tam wiele gatunków muzycznych, lecz w zdecydowanie spokojniejszych klimatach: soft rock, łagodny pop, reagge, oldies, czasami nawet jazz czy chillout. Pod względem muzycznych poszukiwań wizyta w Małej zawsze jest zagadką: co też dziś ciekawego usłyszę? Wypady do Sandomierza poszerzają moje playlisty albo o nowych, zupełnie mi nieznanych artystów, albo też przypominają stare, lecz nieco już zapomniane piosenki. Ostatnio Mała zaserwowała mi i jedno, i drugie: po raz pierwszy usłyszałam urocze Afire love Eda Sheerana, a później szczególnie mi bliskie Spoons Rudimental.
Generalnie Sandomierz polecam wszystkim, zawsze i wszędzie. Mała z pewnością przypadnie Wam do gustu nie tylko ze względu na muzykę: serwują takie pyszności, że na pewno nie przejdziecie obok nich obojętnie!

2) Kraków, Smak ukraiński – ul. Kanoniczna 15

(fot. strona oficjalna restauracji)

Z pewnością z bloga „nie wydaje się”, iż słucham muzyki folk: a to ci niespodzianka, bardzo lubię! I to wcale nie dlatego, że na rynku modny jest trend na Cepelię, rustykalność czy słowiańskie dziewczyny u Cleo i Donatana – myślę, że niewystarczająco doceniamy sztukę ludową. Zwłaszcza, że jako naród słowiański naprawdę mamy się czym pochwalić: nasz folklor jest piękny, kolorowy, żywy i pulsujący rytmem. A ze względu na moje wschodnie korzenie szczególnie bliska jest mi również ukraińska sztuka ludowa. Barwnie haftowane koszule, wianki przeplatane wstążkami, ale przede wszystkim śpiewne, piękne piosenki, które naprawdę bawią i wzruszają. A zresztą, spektakle artystyczne przygotowywane przez ukraińskie zespoły folklorystyczne zapierają dech w piersiach: tutaj jeden z nich. Prawdziwie piękny i poruszający! 

Przyznaję, że teraz rzadko bywam w Krakowie, ale gdy tylko mam okazję się tam pojawić, z wielką chęcią udaję się do restauracji Smak ukraiński. Nie dość, że można tam skosztować wspaniałej, wschodniej kuchni, to dodatkowy klimat wprowadza sącząca się z głośników ukraińska muzyka ludowa. Niesposób usiedzieć w miejscu: nogi same chodzą przy dźwiękach kozaka czy hopaka. Wesoły, subtelny, pełen humoru, porywający serce i duszę – taki właśnie folklor kocham, bo przypomina mi, skąd, po części, pochodzę.

3) Wrocław, Poziom 1 – ul. Św. Mikołaja 8-11

(fot. Krzysztof Drelichowski Photography)

Poziomek – drugi domek, jak często zwykłam żartować z przyjaciółkami. Bardzo klimatyczne miejsce: nie tylko z pięknym wnętrzem, ale i z charakterem. Jest elegancko, ale bez przesadnej stylówy; luźny klimat szybko się udziela i po chwili naprawdę można poczuć się jak w domu. Moje muzyczne ucho też miewa się dobrze w Poziomie i szczególnie upodobało sobie sety dj’a Novicky’ego – klimaty R&B, pop, dance i hip-hop to zdecydowanie moje imprezowe rytmy. A jeśli już gdzieś upodobam sobie muzykę, moje serce już jest zdobyte – niedługo klub będzie obchodził swoje drugie urodziny. Jedynie parkiet malutki, więc ze zbytnimi pląsami muszę uważać 😉
 Kilka utworów, za które uwielbiam Poziom? Ciepłe, zmysłowe R&B z czasów Destiny’s Child (Bootylicious), Beyoncé (Crazy in love), Jennifer Lopez (Play, Get right), Rihanny (Rude boy), pop w klimatach Justina Timberlake’a (Signs) czy hip-hopowe klasyki, takie jak Jay-Z i Kanye West. Na sobotnie noce te utwory sprawdzają się idealnie i to potwierdza zawsze pełny parkiet. Od czasu do czasu przemkną jakieś nowości czy mash-up’y starszych kawałków, wszystko jednak jest zmiksowane tak zgrabnie, że nie zauważa się przeskoków z gatunku w gatunek. God is a DJ, life is a dance floor!

4) Wrocław, Bułka z masłem – ul. Włodkowica 8a

(fot. Facebookowy profil Bułki)

Zanim jeszcze polubiłam Bułkę, pokochałam jej muzykę – jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Gdy przyszłam tam po raz pierwszy, nawet nie zdążyłam jeszcze zdjąć kurtki, a już spodobało mi się to, co płynęło z głośników: dla mnie doskonały początek znajomości z miejscem! W dodatku sympatyczne, przytulne wnętrze sprawiło, że momentalnie poczułam się tam dobrze – posiedziałam jeszcze chwilkę, a moje stopy już zaczęły podrygiwać w rytm muzyki. Oj tak, zdecydowanie lubię to uczucie.

W Bułce można i wypić na spokojnie piwo czy gorącą czekoladę, jak i od czasu do czasu potańczyć. Przyznam szczerze, że akurat na imprezy jeszcze nie dotarłam, ale jeśli akurat znajdę coś w swoim klimacie to wypad tam to tylko kwestia czasu. Bułka ujęła mnie bowiem swoimi muzycznymi klimatami: ciepłe dźwięki UK garage, deep house, groove i electropop są bardzo dobrym podkładem do rozmów ze znajomymi.

 W Bułce właśnie miało miejsce pierwsze spotkanie z Disclosure – lubię takie wielowymiarowe, przestrzenne brzmienie muzyki elektronicznej i na pewno jeszcze sięgnę po ich nagrania. Wizyta w Bułce to również moja pierwsza styczność z Grimes: tu gościnny występ u boku Blood Diamonds. Moim ulubionym kawałkiem tej młodziutkiej Kanadyjki jest Oblivion, istny syndrom zapętlenia jednego utworu.

Oraz ostatni kawałek z Bułki: Air Tycoon i Cross. Spokojny i kołyszący, można się przy nim bardzo przyjemnie zrelaksować. Momentalne ciepełko wypełnia po brzegi!

Te opisane tu przeze mnie lokale to oczywiście tylko mały ułamek tych wszystkich miejsc, w których byłam i które lubię za muzykę. By przedstawić knajpki z samego Wrocławia potrzebowałabym kolejnych piętnastu stron, a i tak nie dałabym rady opowiedzieć o wszystkich. Wiele z nich jeszcze czeka na moje muzyczne ucho, co do innych mam jeszcze nieco wątpliwości… Nie ulega jednak wątpliwości, że tu i ówdzie dawno mnie nie było – a muzyczny throwback też mi się przyda.

 A jeśli znacie jakieś dobre, muzyczne miejsce, które chcielibyście mi polecić, maile kierujcie tu: musiclikeair@gmail.com !