5 płyt Jeana-Michela Jarre’a, które mogłeś pominąć

Gdybym miała wymienić jednego artystę, którego muzyka zrobiła na mnie największe wrażenie, nie wahałabym się ani chwili. Jean-Michel Jarre to postać wyjątkowa – był jednym z pionierów muzyki elektronicznej i miał ogromny wpływ na jej dzisiejszy kształt. To jemu zawdzięczamy przejście z surowych, kraftwerkowych brzmień, do melodyjnych, cieplejszych dźwięków. Choć lata świetności Jarre ma już za sobą i najczęściej mówi się o nim właśnie w kontekście trzech najlepszych albumów, dziś postanowiłam przedstawić Wam jego 5 mniej znanych płyt. Jeśli jeszcze nie słuchaliście Sessions 2000, Geometry of Love lub Métamorphoses, zachęcam do sięgnięcia po nie!

Choć Jarre największe sukcesy odniósł na przełomie lat 70. i 80., a jego najnowszy album Electronica 1 i 2 mnie nie zachwycił, wciąż uważam go za utalentowanego i ciekawego muzyka. Bardzo doceniam też fakt, że do współpracy nad ostatnim krążkiem zaprosił tak znane osobistości, jak Jeff Mills, 3D z Massive Attack, Hans Zimmer, M83, Armin van Buuren, Moby, Gesaffelstein czy… Peaches lub Little Boots. Nie spoczywa na laurach i nie odcina kuponów od Oxygène – a mógłby. Aktywnie działa na rynku elektronicznych gadżetów Apple (Jarre Technologies), a w 2016 oprócz wydania Electronica 2 zajął się także produkcją kilku utworów na nowy album Gorillaz.

Dlaczego takim sentymentem darzę muzykę Jeana-Michela Jarre’a? Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że moje obecne zamiłowanie do elektroniki to właśnie jego zasługa – wychowałam się na brzmieniu Oxygène, Magnetic Fields oraz Équinoxe. Wraz z Mikiem Oldfieldem, Vangelisem, Kitaro i Tangerine Dream Jarre stanowił moje winylowe dzieciństwo. Niestety, nie mogłam pojawić się na koncercie w gdańskiej Stoczni – czasu nie cofnę, ale za to w 2010 roku miałam okazję dwukrotnie usłyszeć go na żywo podczas trasy World Tour. Jednym słowem: magia.

Mam wielką słabość do płyt Chronologie, Zoolook, Oxygène 7-13, jak i do najsłynniejszych albumów Jarre’a, Oxygène, Magnetic Fields i Équinoxe. Myślę jednak, że powiedziano już o nich tak wiele, że ja nic nowego bym do nich nie wniosła. Nie chcę być wtórna i dlatego też przedstawię Wam kilka mniej znanych (lecz wcale nie gorszych!) płyt Jeana-Michela.

#1. Deserted Palace / Les Granges Brûlées (Eden Roc / 1972-3)

Debiut Jarre’a to rok 1972: album Deserted Palace jest traktowany jako „rozgrzewka” przed następnymi i brzmi bardziej jak testowanie umiejętności sprzętu, niż prawdziwy longplay. Nie jest on dziełem wybitnym (pomieszanie kosmicznie brzmiących strzępków z typowo francuskimi melodiami), lecz mimo to kilka utworów wykorzystano w celach komercyjnych. Nagrania z Deserted Palace pojawiły się w programach telewizyjnych, reklamach czy filmach; co ciekawe, album nie został ponownie wydany, ale w sieci można napotkać kilka różnej jakości bootlegów.

Rok później ukazała się ścieżka dźwiękowa do filmu Les Granges Brûlées, dramatu w reżyserii Jeana Chapota. Choć Jarre produkował wiele muzyki do reklam i baletu, nie miał szczęścia – w latach 70. wiele wytwórni wciąż było wpatrzonych w scenę punkrockową, a elektroniczno-muzakowe brzmienia po prostu nie były w modzie. Szczęście uśmiechnęło się do niego, gdy jego twórczością zainteresowało się wydawnictwo Disques Dreyfus. Trzy lata później, w 1976 roku, świat zakochał się w syntezatorowym brzmieniu Oxygène.

#2. Musique pour Supermarché (Disques Dreyfus / 1983)

Jak brzmi muzyka dla supermarketów? Wbrew pozorom znajduje wspólny mianownik ze sztuką – w 1983 roku Jarre został poproszony o skomponowanie muzyki towarzyszącej wystawie Orrimbe show, poświęconej właśnie centrom komercyjnym. Jean-Michel zlecenie przyjął, a jednocześnie zadecydował, że również i jego muzyka będzie nosiła znamiona dzieła sztuki. Musique pour Supermarché została wytłoczona tylko w jednym egzemplarzu, a po zakończeniu wystawy przekazana na charytatywną aukcję. Początkowo nabywca płyty chciał pozostać anonimowy, lecz później wyszła na jaw jego tożsamość: tą osobą był człowiek, który w wyniku wypadku samochodowego zapadł w śpiączkę. Z tego stanu wyciągnął go dopiero usłyszany w radiu utwór Jarre’a, Souvenir From China.

Ile kosztował go album Musique pour Supermarché? Niebagatelną kwotę 69 000 franków, czyli ok. 10 500 euro. Czy było warto? Trudno jednoznacznie ocenić – odsłuch tej płyty w całości nie jest możliwy, ale kilka fragmentów utworów zostało przesamplowanych i umieszczonych w innych utworach. I tak Music for Supermarkets Part II można usłyszeć w Fifth Rendez-Vous, Music for Supermarkets Part IV w Blah-Blah Cafe, zaś Music for Supermarkets Part VI – w Diva.

#3. Métamorphoses (Disques Dreyfus / 2000)

Czym dla Jarre’a były tytułowe zmiany? Przede wszystkim odejściem od dłuższych, stricte elektronicznych kompozycji na rzecz krótszej formy i wokalu. Dziesiąty studyjny album w jego dyskografii był sporym zaskoczeniem: Francuz znany był ze swojego instrumentalnego brzmienia, a na Métamorphoses pojawiło się wiele zupełnie nowych rytmów. Na tej płycie można usłyszeć zarówno elektronikę (house, techno), jak i radiowy pop czy downtempo. Intryguje również głos samego Jarre’a (przepuszczony przez vocoder) w Rendez-vous à Paris, Tout est bleu czy Love Love Love, jak i orientalny wokal Nataschy Atlas (wyjątkowy C’est la Vie).

Przyznaję, że Métamorphoses nie jest najbardziej udanym albumem w dyskografii Jarre’a i nie należy do moich ulubionych płyt. Ten moment kariery między Oxygène 7-13 a Sessions 2000 jest trochę niespójny, ale mimo wszystko ma swoje dobre momenty i warto poświęcić mu chwilę.

#4. Geometry of Love (Warner Music / 2003)

Przyznaję szczerze: ten album Jarre’a jest wyjątkowy i uwielbiam do niego wracać. Geometry of Love był projektem dla francuskiego klubu VIP Room – właściciel lokalu, Jean-Roch Pedri, poprosił Jarre’a o skomponowanie muzyki do strefy chilloutu. Choć na początku materiał miał ukazać się jedynie w 2000 egzemplarzach, cieszył się sporą popularnością i został wydany jako pełnoprawny album. W stacjonarnych sklepach już raczej się go nie dostanie, lecz w sieci można znaleźć wszystkie utwory.

Spokojny, bardzo stonowany, a przy tym ciekawy i subtelny. Jarre zaskoczył mnie tym albumem – Geometry of Love jest jedną z najlepszych płyt w stylu lounge / ambient, jakie słyszałam, i często wraca do mnie jesienią. Polecam szczególnie utwory Near Djaina, Velvet Road i Geometry of Love Part 2.

#5. Sessions 2000 (Disques Dreyfus / 2003)

Sessions 2000 to kompletnie pomijany przez media album Jarre’a. A szkoda, bo materiał zasługuje na uwagę – z jednej strony były to zupełnie nowe brzmienia, z drugiej powrót do sprawdzonej formy całkowicie instrumentalnych utworów. Jazzowo-lounge’owe utwory to nie przypadek: wytwórnia Disques Dreyfus postanowiła zmienić profil na nieco bardziej chilloutowe brzmienia, więc i artyści musieli dostosować do nich swoja muzykę. Na Sessions 2000 zdecydowanie się to udało – jedenasty album w dyskografii Jarre nagrał wraz ze swoim kolegą po fachu i przyjacielem, kompozytorem Francisem Rimbertem.

Płyta jest krótka, ale treściwa: szczególnie polecam utwór March 23 (możecie kojarzyć go z koncertu Solidarność Live jako kompozycja Space of Freedom). Część materiału z Sessions pojawiła się także na wydanym w 2001 roku albumie Interior Music.

A Wy którą płytę Jeana-Michela lubicie najbardziej? Którą uważacie za najlepszą, a która zasługuje na większą popularność? Piszcie do mnie maile (musiclikeair@gmail.com) lub zostawcie komentarz pod notką! 🙂

2 myśli na temat “5 płyt Jeana-Michela Jarre’a, które mogłeś pominąć

  1. Moje naj Jarre’a-
    Nie będę oryginalny:
    1 Oxygene
    2. Equinoxe
    3.Zoolook
    4. Music for supermarkets ( uwielbiam jej atmosferę, słuchałem z dobrej kopii)
    5. Metamorphoses.
    6. Electronica part 1 & 2.

    Polubienie

  2. Doceniam Twoj poklon do mniej znanych plyt Jean’a, i zgadzam sie do oceny Geometry Of Love, bo to swietny album. Natomiast nierozumiem tak ostrej krytyki Metamorphoses. Gdy wyszedl, mial prawo byc nierozumiany bo byla to duża zmiana w dyskografii tego muzyka. Natomiast uwazam ze nie brakuje tam świetnych utworow choc jako calosc jest nierówny. Rendez Vous in Paris uwielbiam, Bells , Hey Gagarin czy utwor otwierajacy album to obiektywnie swietne utwory. Bells na koncercie sylwestrowym w Egipcie robil na mnie niesamowite wrażenie. Sam jestem mocno roztrzelony jesli chodzi o elektronike, moze stad przypadl mi ten album fo gustu. Nisko z kolei cenie Chronologie jak i Oxygene 7 za brak tego mroku, tych przyjmujących dzwiekow z porownaniu do albumow Rendez Vous czy Oxygene. Pozdrawiam!

    Polubienie

Dodaj komentarz