Playlista miesiąca: KWIECIEŃ (cz. II)

<< CZĘŚĆ PIERWSZA

#5. Major Lazer, Free The Universe

W oczekiwaniu na najnowszą płytę Major Lazer postanowiłam przypomnieć sobie drugi krążek elektroniczno-dancehall’owej grupy. Free The Universe to dobra płyta, choć mam na niej i swoich ulubieńców, i kawałki, które omijam. Bogata gama artystów, którą Diplo i The Jillionaire zaprosili do współpracy obejmuje m.in. Bruno Marsa, Seana Paula, The Partysquad, Pharrella Williamsa czy RDX. Trzeba przyznać, że panowie ma rękę do beatów: doskonale baunsuje mi się przy Jet Blue Jet, Sweat, Lose Yourself czy Mashup The Dance. Moje serce absolutnie należy do Get Free i Watch Out For This (Bumaye), a do Top 3 dołączyła ostatnio świeżynka, utwór Lean On.

#6. Booka Shade, Eve

O jak to ładnie buja!, pomyślałam, gdy tylko pierwszy raz usłyszałam Booka Shade. Niemiecki house’owy duet zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie: ich brzmienie jest ciepłe, delikatne i przyjemnie uspokajające. Album Eve polecam ze względu na różnorodność – pojawiają się na nim klasyczne bookowo-techhouse’owe bujanki w stylu Maifeld, Perfect Time czy Time’s On My Side, jak i bardziej house’owe elementy, takie jak np. Love Inc. Ja szaleję za końcówką płyty: kawałki Love Drug, Only When You Wake Up, Ballad of the East i Jesolo to moje ulubione fragmenty Eve.

#7. Madonna, Celebration

Tak się złożyło, że w kwietniowym cyklu związanym z teledyskami dość często gościła Madonna. Tak się złożyło, że pewnego dnia przydarzył mi się malowniczy, babski foch – jednak zamiast spędzić cały wieczór naburmuszona, sięgnęłam po bestówkę Celebration z 2009 roku. Nóżka sama chodzi i trudno nie ulec klimatowi tej składanki; 37 utworów z najróżniejszych okresów twórczości Madonny to świetna muzyczna podróż. Znajdziemy na niej m.in. utwory Erotica, American Life, Holiday, Secret, Die Another Day, Frozen czy Hollywood. Bogaty, różnorodny wybór i doskonały poprawiacz humoru – jakkolwiek różne są opinie na temat Madonny i jej twórczości, ja zdecydowanie uważam ją za ikonę popkultury. Nawet gdy jej najnowszy krążek, Rebel Heart, nie zachwyca.

#8. Rihanna, Unapologetic

O ile nie przepadam za Rihanną jako za gwiazdą, to muszę przyznać, że bardzo lubię jej spokojniejsze utwory. Liryczna Riri przemawia do mnie znacznie bardziej niż ta wyuzdana i buchająca tanim seksem – spokojniejsze utwory i ballady to ciekawy kontrast z imprezowymi, szybkimi kawałkami, a poza tym każda kobieta ma czasem potrzebę posłuchania „wyciskaczy łez”. Polubiłam szczególnie te z albumu Unapologetic: Loveeeeeeee Song, What Now, Get Over With It czy Lost In Paradise. Zaskakuje mnie, że najnowsze nagrania Rihanny dość słabo radzą sobie w notowaniach – nie spisuję jednak Barbadoski na straty i czekam na jej nowy materiał.

A jak u was brzmi wiosna? Obecnie poszukuję dobrego, ciepłego brytyjskiego house’u – za rekomendacje będę bardzo wdzięczna: musiclikeair@gmail.com 😉

http://thehonestyhour.com/2013/05/report-danity-kane-reunion-in-the-works/

MLA recenzuje: DANITY KANE

http://thehonestyhour.com/2013/05/report-danity-kane-reunion-in-the-works/
(fot. thehonestyhour.com)

Jak to możliwe, że niezwykle utalentowany girlsband pod skrzydłami samego P. Diddy’ego zamilkł na sześć lat? Z zespołem Danity Kane nagrywały przecież takie sławy jak Missy Elliott czy Rick Ross – pierwszy album pokrył się platyną, drugi złotem. Trzeci zaś stanął pod ogromnym znakiem zapytania, gdy z grupy wyleciała D. Woods i ogłoszono „przerwę” dla ostudzenia emocji. W 2014 Danity Kane powracają, ale mam poważne obawy, że DK3 to ostatni album w ich karierze.

Czytaj Dalej „MLA recenzuje: DANITY KANE”

Po(d)słuchane: ELLIE GOULDING

ellie-goulding-halcyon-days

(fot. maximumpop.co.uk)

W dzisiejszym wpisie chciałabym podzielić się z Wami tym, co podejrzałam i podsłuchałam, co mi polecono i… co z miejsca pokochałam. Często zdarza mi się pytać znajomych, czego słuchają i jakie dźwięki skradły im serce – staram się zapisywać nazwy zespołów czy pojedynczych utworów, by potem do nich zajrzeć. Nie zawsze rekomendacje pokrywają się z moim obecnym gustem, ale zawsze cieszy mnie to, że znajdę coś nowego, czego jeszcze nie słyszałam. Odkrywanie nowej muzyki to dla mnie możliwość poznania nowych gatunków, ale przede wszystkim ogromna radość odkrywania, więc uważnie notuję to, czego warto posłuchać!

Czytaj Dalej „Po(d)słuchane: ELLIE GOULDING”

Lady „no more” Gaga? (cz. III)

<< CZĘŚĆ PIERWSZA | CZĘŚĆ DRUGA

W poszukiwaniu genu Gaga

Gdybym miała podsumować jednym słowem, o czym opowiada ARTPOP, to byłaby to szeroko pojęta tematyka zmysłowych przyjemności życia. Seks, klejnoty, używki, moda, piękno, zapachy, sztuka. Czy to jest sztuka popu? Nie jestem do końca pewna i bardzo chciałabym, żeby ten album został nagrany jeszcze raz. I żeby do produkcji jego okładki zatrudniono innego grafika – myślałam, że po coverze Born This Way nie może nas spotkać nic gorszego. A i owszem, jak najbardziej może.
 (grafik płakał, jak projektował)
Żeby nie było, że tylko krytykuję – ARTPOP ma swoje dobre punkty. Nieliczne, bo nieliczne, ale są: podoba mi się silny wokal Gagi, który zupełnie różni się od tego z The Fame. Jest dojrzalej, mocniej, bardziej „chropowato”, ale mi to akurat pasuje: dlatego też zapałałam sympatią do piosenek MANiCURE czy Applause. Z drugiej strony podoba mi się delikatniejszy utwór tytułowy i to też jego uważam za najlepszy punkt na płycie. Drugim moim faworytem jest Venus, który otwiera moją dzisiejszą notkę: słyszy się inspirację ABBĄ, ale to wyszło bardziej na plus. Nieco więcej czasu zajęło mi, bym przekonała się do utworu Do what U want, ale to też miła odmiana. A duet z Christiną Aguilerą podczas programu The Voice to prawdziwy czad i miazga – widać, że dziewczyny wspaniale ze sobą współpracują i dopełniają się wokalnie. 

Od 2008 roku wiele się wydarzyło w życiu piosenkarki. Początkowy sukces w show-businessie nie zawsze łatwo udźwignąć, potrzeba wiele cierpliwości oraz pracy nad sobą i swoją twórczością. Gdy z miejsca wskakuje się na pierwsze miejsce, zdobywa się kolejne laury i uwielbienia fanów, niezwykle trudno jest produkować muzykę na oczekiwanym poziomie. Wydaje mi się, że po drodze zaginął gdzieś gen Gaga: ta kreatywność, dobre brzmienie i oryginalny pomysł na siebie. Wierzę jednak, że piosenkarka również jest świadoma tej sytuacji: podejrzewam, że czwarty album będzie prawdziwym „być albo nie być” Germanotty w tym biznesie. Tu już po prostu nie wypada nagrać słabizny – little monsters z Japonii zagwarantują pewien poziom zysku, ale branża nie jest aż tak pobłażliwa.

Na 4 maja został zaplanowany pierwszy koncert w ramach trasy artRAVE: The ARTPOP Ball. Bilety na koncert do Paryża zostały wyprzedane w przeciągu 30 sekund, więc zainteresowanie piosenkarką jest naprawdę imponujące. Do połowy listopada Lady Gaga będzie prezentować swój show na żywo, a w jego trakcie na pewno powstanie wiele nowych pomysłów na nagrania. Trzymam kciuki, by piąty album był tym najlepszym!

Lady „no more” Gaga? (cz. II)

applause

<< CZĘŚĆ PIERWSZA | CZĘŚĆ TRZECIA

ARTPOP  i moje oczekiwania

Przyznam, że czekałam na ten album z zaciekawieniem. Obserwowałam, jak oficjalny profil Gagi na Facebooku budził się do życia po procesie rekonwalescencji piosenkarki – gdy tylko pojawił się pierwszy post, fani po prostu oszaleli. Następnie ogłoszono, że nowy album znajduje się w fazie ostatecznego miksowania, a wpisowi towarzyszyło zdjęcie ze studia. Wtedy też rozpoczęła się cała akcja promocyjna ARTPOP: ciało Gagi ozdobił nowy tatuaż, ukazała się sesja zdjęciowa oraz słynny filmik Give her no applause, w którym wykorzystano negatywne komentarze na jej temat. W sierpniu wierzyłam jeszcze, że haters gonna hate i artystka zmiażdży ich swoją muzyką – po przesłuchaniu chyba jednak przychylam się jednej z opinii: czy Lady Gaga naprawdę się skończyła? 
Filozofia ARTPOP, wizerunek i promocja to jedno, brzmienie albumu to drugie. Pop culture was in art, now art’s in pop culture in me, słowa piosenki Applause, to ciekawy motyw – teoretycznie źródło inspiracji dla całego albumu. Całego? Hmm, chyba nie do końca. Dla mnie ta płyta brzmi bardzo dziwnie, bo tych inspiracji jest chyba trochę za dużo. Przeważnie spójne brzmienie muzyki pop Gaga zmieszała z hiphopem w Jewels’n’Drugs, naśladownictwem Lany Del Rey w balladzie Dope, klawiszowym brzmieniem inspirowanym ABBĄ w Venus, łupanką jak z rosyjskiej dyskoteki w Swine… Oj, chyba za dużo tego dobrego, bo ja się pogubiłam. Dziwi mnie trochę, że z ponad 70 piosenek, które artystka stworzyła do nowego albumu, wybrane zostały właśnie te utwory. Tworzą bardzo niespójną płytę, która chyba dobrze odzwierciedla stan kariery Gagi – machina nie idzie tak dobrze, jak na początku. Ogromne pieniądze może wciąż są, ale jakoś zaginął pomysł na siebie.
 Żony Beverly Hills, Afrodyta, Mary Jane Holland i Donatella
 http://www.youtube.com/watch?v=PNu_-deVemE
A jak już przy pieniądzach jesteśmy: obejrzałam pełną wersję teledysku G.U.Y. (12 minut) i czułam się tak, jakbym oglądała jakiś bardzo wczesny pokaz Versace. W tym filmie WSZYSTKIEGO jest za dużo: wpompowanej kasy, kostiumów, piosenek, aranżacji i obscenicznych ruchów w choreografii. Na początku zupełnie nie rozumiałam, co w kilku scenach teledysku robią Lisa Vanderpump, Yolanda Foster, Carlton Gebbia oraz Kyle i Kim Richards – niewtajemniczonym wyjaśniam, iż są to panie, które biorą udział w programie Żony Beverly Hills (swego czasu oglądałam, więc wiem). Potem skojarzyłam fakty: w G.U.Y. występuje również Andy Cohen, który na co dzień związany jest z amerykańskim kanałem telewizyjnym Bravo – tym samym, który produkuje Żony… A zatem wszystko jasne, wkręciły się po znajomości. A rosyjski milioner, który wystąpił w teledysku Alejandro podobno zapłacił za swój występ dość sporą kwotę…
Moda to kolejny bardzo silny motyw twórczości artystki. Śledzę strony związane ze światem high fashion i wiem, że Gaga oraz Donatella Versace dość blisko się zaprzyjaźniły. Piosenkarka została twarzą najnowszej kampanii włoskiego domu mody, a słynnej projektantce zadedykowała utwór Donatella. Moim zdaniem, niespecjalny – tekst jest średnio wysmakowany, a aluzje zbyt oczywiste: nie od dziś wiadomo, że słowo rich rymuje się z bitch. Na każdej z dotychczasowych płyt Gagi pojawiła się piosenka poświęcona modzie, nie inaczej jest tym razem. Niestety, na tle poprzednich nagrań utwór Fashion! brzmi najsłabiej, a jestem pewna, że artystkę stać na wiele więcej.
Inne motywy, które występują na ARTPOP? Hoho, cała plejada postaci! Wielokrotnie wspomniane są mitologiczni bogowie Afrodyta / Wenus (goddess of love, Aphrodite lady seashell bikini – Venus) czy Eros (God of sexual desire, son of Aphrodite – G.U.Y.). Spotykamy również Mary Jane Holland, „ziołowe” wcielenie piosenkarki z imprezy halloweenowej (uwaga, obrazek dla osób o mocnych nerwach), Cygankę z utworu Gypsy – aluzja do pełnego podróży życia w trasie oraz faceta-świntucha w Swine (moim zdaniem najsłabszy utwór na płycie). Gubię się między nimi – nie lepiej byłoby, gdyby Gaga skupiła się na przykład tylko na dwóch-trzech?

Lady „no more” Gaga? (cz.I)

Lady+Gaga+ARTPOP

Bardzo często pytam ostatnio: gdzie się podziała Gaga, którą tak lubiłam?

Przy okazji premiery najnowszego teledysku G.U.Y. (Girl Under You) postanowiłam zabrać głos. Z wpisem nosiłam się od ponad tygodnia, ale obowiązki uczelniane nieco opóźniły go w czasie. Z drugiej zaś strony osłuchałam się nieco z najnowszym albumem amerykańskiej wokalistki i mogę odnieść się do nieco szerszego kontekstu, niż tylko single. Przy okazji wykonałam również małą podróż wstecz: cofnęłam się do początkowej, nieco kosmicznej twórczości Gagi, która wyniosła ją na piedestał muzyki pop.

Czytaj Dalej „Lady „no more” Gaga? (cz.I)”

MLA recenzuje: NATALIA KILLS

nataliakills(fot. blog.muchmusic.com)

Rzadko miewam mieszane uczucia co do muzyki; zazwyczaj dana twórczość albo przypada mi do gustu, albo kompletnie się nie podoba. Z muzyką pop sprawa jest o tyle trudniejsza, że niemalże wszyscy artyści brzmią jednakowo. W przypadku Natalii Kills i jej płyty Perfectionist jednak trochę się waham – bo nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, jaki jestem ten album.

Czytaj Dalej „MLA recenzuje: NATALIA KILLS”

MLA recenzuje: LOREEN

Loreen(fot. escwebs.net)

Być może nie słyszeliście o pochodzącej ze Szwecji wokalistce Loreen, ale na pewno kojarzycie jej wielki przebój. Utwór Euphoria zwyciężył w 57. Konkursie Piosenki Eurowizji 2012 i stał się megahitem lata. Ten kawałek ma coś w sobie i przykuwa uwagę, więc któregoś wieczora posłuchałam całego albumu Heal, a później puściłam go jeszcze raz, jeszcze raz i… jeszcze raz.

Czytaj Dalej „MLA recenzuje: LOREEN”