#5. Major Lazer, Free The Universe
W oczekiwaniu na najnowszą płytę Major Lazer postanowiłam przypomnieć sobie drugi krążek elektroniczno-dancehall’owej grupy. Free The Universe to dobra płyta, choć mam na niej i swoich ulubieńców, i kawałki, które omijam. Bogata gama artystów, którą Diplo i The Jillionaire zaprosili do współpracy obejmuje m.in. Bruno Marsa, Seana Paula, The Partysquad, Pharrella Williamsa czy RDX. Trzeba przyznać, że panowie ma rękę do beatów: doskonale baunsuje mi się przy Jet Blue Jet, Sweat, Lose Yourself czy Mashup The Dance. Moje serce absolutnie należy do Get Free i Watch Out For This (Bumaye), a do Top 3 dołączyła ostatnio świeżynka, utwór Lean On.
#6. Booka Shade, Eve
O jak to ładnie buja!, pomyślałam, gdy tylko pierwszy raz usłyszałam Booka Shade. Niemiecki house’owy duet zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie: ich brzmienie jest ciepłe, delikatne i przyjemnie uspokajające. Album Eve polecam ze względu na różnorodność – pojawiają się na nim klasyczne bookowo-techhouse’owe bujanki w stylu Maifeld, Perfect Time czy Time’s On My Side, jak i bardziej house’owe elementy, takie jak np. Love Inc. Ja szaleję za końcówką płyty: kawałki Love Drug, Only When You Wake Up, Ballad of the East i Jesolo to moje ulubione fragmenty Eve.
#7. Madonna, Celebration
Tak się złożyło, że w kwietniowym cyklu związanym z teledyskami dość często gościła Madonna. Tak się złożyło, że pewnego dnia przydarzył mi się malowniczy, babski foch – jednak zamiast spędzić cały wieczór naburmuszona, sięgnęłam po bestówkę Celebration z 2009 roku. Nóżka sama chodzi i trudno nie ulec klimatowi tej składanki; 37 utworów z najróżniejszych okresów twórczości Madonny to świetna muzyczna podróż. Znajdziemy na niej m.in. utwory Erotica, American Life, Holiday, Secret, Die Another Day, Frozen czy Hollywood. Bogaty, różnorodny wybór i doskonały poprawiacz humoru – jakkolwiek różne są opinie na temat Madonny i jej twórczości, ja zdecydowanie uważam ją za ikonę popkultury. Nawet gdy jej najnowszy krążek, Rebel Heart, nie zachwyca.
#8. Rihanna, Unapologetic
O ile nie przepadam za Rihanną jako za gwiazdą, to muszę przyznać, że bardzo lubię jej spokojniejsze utwory. Liryczna Riri przemawia do mnie znacznie bardziej niż ta wyuzdana i buchająca tanim seksem – spokojniejsze utwory i ballady to ciekawy kontrast z imprezowymi, szybkimi kawałkami, a poza tym każda kobieta ma czasem potrzebę posłuchania „wyciskaczy łez”. Polubiłam szczególnie te z albumu Unapologetic: Loveeeeeeee Song, What Now, Get Over With It czy Lost In Paradise. Zaskakuje mnie, że najnowsze nagrania Rihanny dość słabo radzą sobie w notowaniach – nie spisuję jednak Barbadoski na straty i czekam na jej nowy materiał.
A jak u was brzmi wiosna? Obecnie poszukuję dobrego, ciepłego brytyjskiego house’u – za rekomendacje będę bardzo wdzięczna: musiclikeair@gmail.com 😉